niedziela, 27 stycznia 2013


Spalić wszystko. Listy, notatki, głupie lata, zostawić za sobą. Spalić to wszystko i iść dalej. Tego dziś chcę.

piątek, 25 stycznia 2013


 Dzisiaj jakoś tak różowo. Ostatnio bardziej pasuje mi ten kolor. To był naprawdę ciężki tydzień. Nie tylko w szkole, ale w mojej głowie, w głowach innych osób. Teraz jest trochę lepiej, chyba słońce powoli wychodzi zza chmur. Nadal szukam tego czegoś, co zostało gdzieś zgubione, trochę porzucone, jakieś zapomniane. Z tym było o wiele łatwiej wstać rano, znieść każdą kolejną niespodziankę od losu. Nie ma tragedii, ale czuję się bardziej obserwatorem niż uczestnikiem. Marazm mnie złapał ot co. Plusem jest natomiast to iż zaczęły się ferie. Oczywiście w tym roku opuszczam standardowo wszelkie odpoczynki, uciechy z życia czy wyjazdy. matura się zbliża, bez kija nie podchodź. A więc tak. Geometria, a czemu by nie powtórzyć WSZYSTKIEGO. Praca z polskiego, why not? No i walka z prądem i obwodami RLC. Cud, miód, malina. Podsumowując, całe dwa tygodnie spędzę w domu z książką w ręku. Odrazu lepiej.


sobota, 5 stycznia 2013

 

Ewidentnie desery z żelatyną nie darzą mnie zbytnią sympatią. Jak narazie Natalia 0 : Panna Cotta 1. Dlaczego? Pytam się. Pocieszeniem okazał się list od przyjaciela. Szkoda, że ludzie zapomnieli już o tym starym zwyczaju porozumiewania się. Pamiętam, miałam kiedyś koleżankę z Polkowic z którą wymieniałam w taki właśnie sposób myśli. Miałam wtedy może z 8 lat, nie było wtedy facebooka. Trochę głupio zrobiłam, że wysłałam jej potem te wszystkie listy. Kontakt się urwał, a ja zostałam z pustymi kopertami. Teraz się zastanawiam czemu po prostu się nie spotkałyśmy. Dla niezorientowanych, Polkowice leżą z 15 minut drogi od Lubina. No ale, kiedy jest się dzieckiem, każdy dystans wydaje się większy. Często chodzę po moim mieście i zastanawiam się kiedy zaczęłam coraz bardziej oddalać się od domu. To wydawało się być całkiem naturalne. Tym bardziej, nie mogę sobie wyobrazić swojej przyszłości. Że niby będę miała własny dom, męża i dzieci? Jakoś ciężko mi to zobaczyć. Ok, zrobiło się trochę zbyt patetycznie i filozoficznie. Wracając na bezpieczne tematy, przed chwilą zajrzałam do lodówki i moja panna cotta w końcu się poddała. Nafaszerowana dodatkowym wsparciem żelatyny, zaczęła się ścinać. Dzięki Tam. 


wtorek, 1 stycznia 2013


 Wprowadzając w życie tegoroczne postanowienia, wypróbowałam nowy przepis na pyszne pieczone ziemniaki z książki Nigelli którą dostałam na święta. Przepis jest bardzo prosty, a jeśli lubicie ziemniaki to z pewnością to danie przypadnie Wam do gustu. Cieszę się że miałam w domu wszystkie potrzebne składniki. Nie ma nic gorszego niż to uczucie kiedy masz ochotę na zjedzenie czegoś konkretnego, otwierasz lodówkę a tam brak składników. Wiem, pewnie pomyślicie, można iść do sklepu. Otóż, przymus wyjścia z domu, odbiera całą przyjemność. Przynajmniej w moim przypadku. I to pewnie powód dla którego nie zostałam jeszcze mistrzem kuchni. Dajmy na to, mam ochotę zjeść jakiś zapiekany makaron, powiedzmy z pomidorami, krewetkami i chilli, okazuje się że nie mam krewetek a i ostał się jeden marny pomidor. Zamiast lecieć do sklepu, robię sobie kanapkę z serem i majonezem. Tak właśnie marnuje się mój talent kulinarny. A najczęściej, zdarza mi się mieć ochotę na naleśniki co właściwie jest nieuzasadnione jako że nie umiem zrobić naleśników idealnych o czym zresztą był kiedyś cały post. I pomimo iż na samo naleśnikowe ciasto, składniki zawsze mam, dodatki stanowią poważny problem. Nie rozpisując się już, polecam przepis i w skali od 1 do 10 oceniam na 10. A jak wiadomo, moje zdanie jest niezwykle cenione. Pozdrowienia dla wszystkich ogarniających szkołę i jedzących obiad.